środa, 31 grudnia 2008

Jak to boli...

Witam po długiej przerwie. Moj pomysł rodzi się w bólach, tak jak pisałem wcześniej wiele problemów ujawniło sie dopiero jak juz w to zabrnalem. Ale nie jest to pierwszyzna dla mnie wiec walcze.

Boli duzo innych rzeczy. Swieta spedzone u obcych ludzi, zdala od mojej ukochanej coreczki. Chwile zalamania, ktore mnie dopadaja. Wtedy zasypiajac wieczorem mam nadzieje, ze rano sie nie obudze. Wstaje rano, mysle ze bedzie dobrze, z dzisiaj wszystko zmienie, ze zrobie tak i tak. A pozniej przychodzi zalamanie, jak pomysle o tych wszystkich problemach to znow chce umrzec.....

niedziela, 14 grudnia 2008

Cos drgnęło?...

Nie pisałem kilka dni, byłem mocno zapracowany. Dodatkowo wczoraj był 13.12, a to dla mnie bardzo ważna data. Co roku wspominam bohaterów walki o naszą wolność, słucham Kaczmarskiego i Ballady o Janku Wiśniewskim.

Wpadł mi do głowy nowy pomysł, dawno nie byłem niczym tak podekscytowany. Pracowałem nad tym ostatnie dni, udało mi się zrobić pierwszy, największy krok. Nie chce jeszcze o tym pisać, aby nie zapeszyć. W tym tygodniu sprawa nabierze tempa i jak tylko będę mógł zamieszczę tutaj wszystkie informacje na ten temat.

wtorek, 9 grudnia 2008

Jak to ze mną było....

Dlaczego postanowiłem założyć tego bloga?

Wydarzeniem, które mnie do tego skłoniło, było samobójstwo polskiego emigranta w Wielkiej Brytanii. Przyjechał tutaj, żeby zarobić na spłacenie długów z Polski (cały artykuł na ten temat tutaj). Zupełnie jak ja :-(. Przestraszyłem się, przecież nie tylko on był, a ja jestem w takiej sytuacji. A następni mogą niestety się znaleźć w podobnej.
Chciałbym aby moje ciężkie doświadczenia były przestrogą dla innych. Jeżeli uda mi się uchronić choć jedną osobę przed losem, który spotkał mnie, uznam że ten blog spełnił swoją rolę.
Druga nadzieja jaką pokładam w tym przedsięwzięciu to - iż posłuży mi za dziennik w którym zanotuje postępy wyciągania siebie samego z bagna w którym tkwię.

Moja historia...

Nie będę tu pisał o dzieciństwie i wszystkich tych rzeczach, które nie miały wpływu na moją obecną sytuację. To co istotne postaram się streścić poniżej.

Od czasów podstawówki byłem zawsze bardzo przedsiębiorczy, wszędzie mnie było pełno, wszystko potrafiłem załatwić, wybierali mnie na gospodarza klasy, przewodniczącego samorządu uczniowskiego itp. W towarzystwie czułem się jak ryba w wodzie, zawsze uśmiechnięty, sypałem dowcipami. Kiedy zbliżałem się do pełnoletności zaczęło się pierwsze zarabianie pieniędzy, najpierw Amway, później handel na własną rękę. Po zdaniu matury otworzyłem swój pierwszy poważny business :-), sezonową budkę z jedzeniem w turystycznej miejscowości.
Później poszło to dalej, studiowałem jednocześnie stawiając swoje kolejne kroki w kapitalizmie.
Prowadziłem różne firmy, spółki - jedne z lepszym skutkiem, inne z gorszym, ale cały czas byłem pełen pomysłów, zapału i chęci.
Po kilku latach w końcu stanąłem na naprawdę (tak mi się wydawało) stabilnym gruncie. Pierwszy sklep, później drugi, ruch coraz większy, obroty rosły w bardzo szybkim tempie. Kolejny sklep, hurtownia, strony i sklep internetowy. Poczułem się bardzo mocny, miałem kapitał w obrocie, bez kredytów, bez pomocy bogatych rodziców (bo takich nie miałem) osiągnąłem sukces.

Małżeństwo, dziecko, samochód za sto kilkadziesiąt tysięcy, pies. Po prostu sielanka. Wszystko się układało, wszyscy na około gratulowali i podziwiali. A ja tylko rozmyślałem nad kolejnymi projektami.
No i przyszedł ten jeden pomysł idealny, szansa za zarobienie szybko dobrych pieniędzy, kolejny krok ku marzeniu. Ale żeby zarobić trzeba najpierw włożyć, prawda stara jak świat, której przez te wszystkie lata zdążyłem się nauczyć. Pozbierałem wszystkie wolne środki, okazało się za mało. Nie było czasu na kredyty, trzeba było działać od razu (tak wtedy to widziałem). Przypomniałem sobie o koledze (?!) - lichwiarzu, od którego kiedyś, bardzo dawno pożyczyłem na miesiąc niedużą sumę. Pożyczyłem znów, tym razem sporo, 150 tyś. złotych, odsetki 10% miesięcznie. Inwestycja przeciągnęła się troszkę dłużej niż planowałem, ale z bieżących obrotów firmy spokojnie spłacałem odsetki. Pożyczkę oddałem, zarobku wiele nie było po odliczeniu procentów, no ale cóż, bywa. Później następny pomysł, następna pożyczka, jeszcze większa... i wtopa. Zupełna klapa, zamrożone pieniądze, które po czasie zupełnie właściwie przepadły nie licząc drobnych zwrotów. Straciłem swoje pieniądze i jeszcze te pożyczone, a odsetki leciały. Zaczęły się pierwsze problemy, niedotrzymane terminy płatności, nie popłacone rachunki, nie spłacona linia kredytowa w banku, zaległości w zusie. Do tego wszystkiego obroty w firmie zaczęły spadać. Co robić? Trzeba się ratować. Kolejny super pomysł, pożyczka od kogoś innego, na lepszy procent (5%). No ale co mi da, że oddam, lepiej to zainwestować (tak myślałem). Poszedł kolejny pomysł, obróciłem pieniędzmi trzy razy i... przyszło kolejne niepowodzenie. Gdybym spłacił drugą pożyczką tę pierwszą miałbym chociaż połowe mniej procentów miesięcznie do płacenia. A tak miałem dług dwa razy większy (500 tyś. zł) i 37,5 tyś. procentów miesięcznie. Płaciłem to z miesiąca na miesiąc, przez prawie dwa lata nie spłacając nic z pożyczki, same procenty. W tym czasie hurtownia i jeden ze sklepów zamknąłem, nie miałem kapitału na ich prowadzenie.

Wtedy przyszło załamanie, poczucie bezsilności. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, nie wiedziałem tylko co?
Na kredyt nie miałem co liczyć ze względu na zadłużenia w zusie, banku itd. Posprzedawałem co się dało i co miało konkretną wartość. W ten sposób oddałem 300 tyś. złotych i... straciłem żonę :-(. Nie mogła zrozumieć ciężkiej sytuacji w jakiej się znalazłem, nie potrafiła ograniczyć miesięcznych wydatków na życie, twierdziła że 8 tyś. zł (!!!), które wydaje co miesiąc to jest absolutne minimum :-).
Pozostało mi 200 tyś. zł do oddania i firma w słabej kondycji, która musiała miesiąc w miesiąc zarobić 10 tyś. zł na odsetki no i oczywiście na pozostałe koszty działalności.
Tkwiłem w tym marazmie kolejny rok, płaciłem odsetki chociaż firma już na nie nie zarabiała, co chwilę próbowałem czegoś nowego, najczęściej z kimś do spółki, ja miałem pomysł, on pieniądze.
Po roku zdałem sobie sprawę, że jest to bicie piany, że stoję w miejscu czyli ... cofam się. Co w mojej sytuacji równoważne jest z: "pogrążam się".

Co jakiś czas nachodziła mnie myśl żeby uciec od tego wszystkiego, schować się na końcu świata i wypasać owce, jak bohater mojej ulubionej książki. Tylko, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Te myśli uświadamiały mi, że słabo jest z moją psychiką. Bałem się (i wciąż się boje) tych i innych myśli, które mnie nachodzą w momentach załamania.

W końcu przyszedł dzień w którym pozostałe dwa sklepy też musiałem zamknąć, niewielkie pieniądze jakie uzyskałem ze sprzedaży tego co pozostało przeznaczyłem na spłatę zaległych czynszów, rachunków oraz zostawiłem sobie parę złoty na wyjazd z Polski.
Nie uciekłem. Przyjechałem szukać szansy na zarobienie pieniędzy tutaj, w Anglii. Jestem tutaj już ponad rok i... nadal jestem w tym samym marazmie. Zarabiam (pracując na etacie plus prowadząc własną działalność - self employed) tyle, że spłacam 10 tyś. odsetek miesięcznie i zostaje mi na utrzymanie samego siebie. Nawet nie jestem w stanie zgromadzić większego kapitału na zainwestowanie w cokolwiek, bo co miesiąc odsyłam większość tego, co zarobie.
Jedno co wiem, chociażby któryś z moich aktualnych pomysłów wydawał się brylantowy, wole go nie zrealizować niż znów pomyśleć o pożyczce.

Może ktoś się zastanawia (choć wg. mnie nie ma nad czym) dlaczego tak bardzo chce oddać te długi?
Właśnie dlatego, że są to długi. Moje długi. Nikt mi nie wcisnął tych pieniędzy na siłę, sam zgotowałem sobie taki los. Nie padłem ofiarą przestępstwa jak chociażby było to przedstawione w bardzo znanym filmie "Dług". Choć lęk oczywiście jest. Nie o mnie. O moje dziecko. Wiem na co stać tych ludzi.

Tym wszystkim, którzy dotarli do tego miejsca mojego posta, chciałbym powiedzieć, aby nie bali się swoich marzeń. Aby próbowali wszystkimi siłami osiągnąć cel w businessie jaki sobie postawili. Ale proszę Was, błagam, miejcie na uwadze to co przeczytaliście, pamiętajcie, że nie wszystko pójdzie tak gładko jak Wam się wydaje.
Przez te wszystkie lata mojej aktywności gosp., analizując kolejne projekty czy też gotowe, wdrożone przedsięwzięcia nauczyłem się, że wszystko co analizujemy z zewnątrz, co wygląda jak złoty interes wygląda tak dopóki nie zaczniemy tego realizować. Wtedy zawsze dochodzą przeciwności, dodatkowe problemy lub koszta o których nawet nam się wcześniej nie śniło.

Dziękuję wszystkim, którzy doczytali do końca, mam nadzieje że Was nie zanudziłem. Zapraszam serdecznie do dyskusji, a wszystkim którzy mają jakieś pytania postaram się odpowiedzieć najlepiej jak potrafię.
Witam serdecznie na tym świeżutko założonym blogu.

O czym będzie ten blog można wywnioskować z tytułu i zakładki: O mnie. Dziś wieczorem przedstawię Wam się bliżej i postaram się opisać moja sytuacje.

Pozdrawiam i zapraszam.